Friday, January 25, 2013

Z okazji Urodziny Drzew - życzenia dobrych ludzi ;)

Jutro wieczorem tuż po hawdali, uroczystości kończącej Szabat - zasiądziemy do stołów z okazji święta Tu BiSzwat. Święto to, co ciekawe przypada na dwa miesiące przed świętem Pesach i na miesiąc przed Purimem. To taki sygnał by powoli budzić się do wiosennego cyklu.

Nowy rok drzew, jest świętem pozornie związanym z konsumpcją. Mamy spożywać rośliny, mamy pamiętać o tym jak trafiają na nasz stół. Pierwsze owoce drzew musiały być przynoszone do Świątyni Jerozolimskiej przed ich spożyciem. Jeśli postrzegamy świat jako talerz, a B-ga jako tego, ktory przed nami ów talerz stawia - to czy jest owa postawa jest wzmocnieniem czy opozycją wobec postawy konsumpcyjnej?

Z jednej strony jest napisane, że B-g daje człowiekowi świat - czyni go w jakiś sposób właścicielem rzeczywistości. Chrześcijanie mówią, ze mamy czynić sobie ziemie poddaną. My raczej mówimy o zagospodarowaniu, zasiedlaniu ziemi, a może raczej Ziemi... Tak czy siak - widzimy się jako element osobny wbocec świata materialnego i świata duchowego. Spotkanie obu tych rzeczywistości. Nasza konsumpcja jest w jakiś sposób uświęceniem materii, jest drogą do wywyższenia tego co nie-boskie. Tak właśnie postrzegają ofiary ze zwierząt mistycy żydowscy, którzy twierdzą, ze jest to droga do duchowego rozwoju dla istot, które nie są wstanie wypełniać przykazań w inny sposób. Nasza konsumpcja w naszej własnej opinii jest uświęcona, bo podnosi materię i zbliża ją ku światu duchowemu. Pomijając antropocentryzm tej wizji świata, okazuje się, że od kilkudziesięciu lat - judaizm przedewszystkim powrócił do obowiązku dawania zawartej w naszej tradycji.

Oddwano B-gu pierwsze owoce, później poświęcano swój czas, by pamiętać o tym ryruale. W początkach ruchow syjonistycznych - w tym czasie zbieraono datki na Ziemię Izraela, kiedy tam powróciliśmy zaczęliśmy w TuBiSzat sadzić drzewa, w końcu na całym świecie pamiętamy tego dnia o ekologii. Przypominamy sobie midrasz o dwóch jeziorach Galilejskim, pełnym życia, który wpuszcza i wypuszcza wodę i ten o morzu martwym, które je zastrzymuje, które jest słone i życia pozbawione.

Religia uczy dawać, przypomina, nam, że fakt, że B-g pozwolił nam zamieszkać w swoim ogrodzie, zobowiązuje nas do troski, a nasze większe możliwości są źródłem większego obowiązku. Nie siadajmy więc do sederu jako panowie świata, lecz jako jego słudzy, nie jako konsumenci, ale jako Ci, którzy otaczają go troską. Jedzenie podczas kolacji, ma nam przypominieć, że bez drzew i lasów - nasze istnienie nie byłoby możliwe, a więc właśnie tym drzewom i lasom należy się nasza troska. Życzę naszym wspólokatorom drzewom z okazji ich święta, w naszej tracycji, mądrych i dobrych ludzi, a nie takich jak na obrazku, który dołączam do teksu... Wycinając bowiem drzewa - sami sobie skracamy byt na tej planecie. Ciekawe, że już w Torze ponad 3000 lat temu, jest napisane by nie wycinać drzew, nawet w czasie wojny z bałwochwalcami... Nawet jeśli drzewa te były przedmiotem kultu - bo są one osobnymi bytami, mają własną wolę życia i to ona jest tu decydująca, a nie to co uczynili im ludzie.

Przyrodę, która milczy łatwo użyć do własnej ideologii. Milczące zwierzęta w ciszy idą na śmierć - taką czy inną - religia nie jest dla nich, ani wrogiem, ani przyjacielem. Ludzkie okrucieństwo, głupota, chciwość, materializm - są wrogami wszystkich istot na tej planecie. Te cechy łączą ludzkość ponad podziałami. Im głośniej krzyczymy, że to oni są winni, a nie my, tym wyraźniejsze okazuje się nasz własny egocentryzm i zaślepienie. Winni jesteśmy, tak długo jak nie potrafimy odróżnić tego co dobre dla nas od tego co rzeczywiście jest obiektywnie dobre. Kiedy nasz własny polityczny, ekonomiczny - potrzeba własnej ekspansji i zaistnienia lub inny rachunek czy interes przysłania nam troskę o wszystkich innych ludzi, zwierzęta, drzewa, rośliny...

Monday, January 7, 2013

Kiedy jesteśmy wściekli i smutni - list otwarty do Miriam G.

Kiedy jesteśmy wściekli i smutni - list otwarty do Miriam G.

Każdy ma w życiu chwile stresu lub rozczarowania. Pod wpływem napięć łatwo się zamykamy na innych - czasem nawet tego nie wiedząc stajemy się biernie lub aktywnie agrysywni. Kiedy tracimy kogoś lub ważną relację, zaufanie do życia i do świata słabnie. Czujemy się osamotnieni i zdani na siebie. Myśli krążą wokół trudnych kwestii. Chcemy uwolnić się z tego zaczarowanego kręgu, ale on wciąga nas coraz bardziej. Kiedy jesteśmy wściekli na kogoś lub na własny los, mała iskra wywołuje pożar. Łatwo jest popaść w skrajnośc, straćić proporcje i zrobić nieodwracalny błąd.

Często w natłoku obowiązków i zadań, napięć i konfliktów zdaje nam się, że nie mamy żadnej możliwości manewru, że brakuje czasu na cokolwiek. Dopóki działamy, mamy upojne poczucie, że zmieniamy świat - już nie ogladamy go z za szyby, lecz tworzymy go. Szyba - jak to szyba - ma dwie strony. To, co wydaje się działaniem może być jego iluzją. W poszukiwaniu alternatywy wobec danego stanu rzeczy zapominamy, że w każdej chwili możemy stracić coś naprawdę ważnego.

Jerzy Owsiak zrobił rzecz niezwykle ważną, która wielu niestety umknęła - przyznał się do błedu. Zrobił to otwarcie, co wymaga ogromnej odwagi cywilnej. Dla osoby publicznej i w dodatku tak często krytykowanej, to rzecz szczególnie trudna Refleksja może pomóc nam zobaczyć szerszą przestrzeń. Dostrzec nowe argumenty, poznać nowe elementy, które umknęły naszej uwadze. Nauczyć się czegoś nowego.

Mamy czas kilka sekund przed następną czynnością, zanim przyciśniemy przycisk "wysłane", przycisk pistoletu, otworzymy drzwi, ciśniemy w kogoś pustynnym kamieniem - to mgnienie oka, ten jeden refleks duszy lub umysłu może zmienić czyjs los. Czasem tak trudno jest dostrzec, że tych kilka sekund mamy prawie zawsze. Ile czasu zajmuje wypowiedzenie błogosławieństwa nad chlebem? To tylko dziesięć słów. Czas mówienia błogosławieństwa niekiedy sam staje się błogosławieństwem... Przed wieloma ważnymi czynnościami można wypowiadać takie krótkie modlitwy, ale w modlitwie liczy sie kawana, intencja. To właśnie ten moment, który daje zdolność by się zatrzymać, by zastanowić się, czy aby nie popełniamy błedu... Judaizm wpiera slow lifestyle - czyli życie, którego rdzeniem jest zdolność do refleksji.

Kiedyś pisałam o Awrahamie, który gdy już związał swojego syna i ułożył na ołtarzu, i kiedy już podniósł rękę, usłyszał głos anioła - nie podciąl synowi gardła... Swoją drogą, czy wypowiedział błogosławieństwo, a jeśli tak, to jakie? Żaden rabin chyba nie zadał tego pytania. A przecież skoro usłyszał głos anioła w tej najtrudniejszej chwili, w najcięższym teście życia, to znaczy, że mial właściwą kawane - odpowiednie skupienie, że nie zatracił się w ferworze wewnętrznych sporów i oparł się zaślepiającemu zmysły radykalizmowi.

Zastanawiam się nad następującym obrazem. Oto Awraham i Icchak schodzą razem z góry Morja, a za nimi drepce baranek. Czy nasz praojciec mógł zachować i syna, i barana przy życiu? Jaki byłby świat, gdyby tak brzmiała ta opowieśc? Awraham schodzi z góry. Siedzą przy ognisku, a baranek zajada się pędami ziół... A gdyby baran nie jadł ziół? Baranki muszą jeść, by mieć siłę uciekać przed lwami, które juz krążą w okół obozu Awrahama... Taki jest świat, w jakim się znaleźliśmy, świat materialny, w którym łańcuch pokarmowy trwa, jakby cały byt biologiczny był potworem pożerającym własny ogon. Włączenie w to refleksji nie zmieni tego porządku. Awraham wcześniej czy później musiałby na tej kamienistej ziemi zjeść coś więcej niż mleko i ser, choćby po to by mieć siłę, by ochronić syna przed atakami dzikich zwierząt... Zjedzenie baranka to jedna rzecz, ale zjedzenie baranka, którego życie ofiarowało się sile wyższej jest podniesieniem horroru zwykłej, codziennej konsumpcji do wyższego stanu świadomosci.

Celebrowanie życia otwiera nas na wymiar duchowy. Niejedzenie krwi podnosi byt zwierzęcia ponad materialną rzeczywistość, uwalnia go od swych oprawców - ludzi - daje wolność, by jego esencja mogła kierować się ku wyższym światom. Uwaga i troska o szczegóły włącza refleksję na stałe do każdej dziedziny życia, nawet tej najtrudniejszej i najmniej z naszej perspektywy sprawiedliwej. Rytuał nie jest pusty, rytuał daje nam formę, w którą można wlać władzę człowieka nad kilkoma sekundami, które mają moc odmieniania losu. Awraham zatrzymując ręke i nie zanosząc w ofierze syna zrobił naszym zdaniem słusznie, ale ludy wciąż składające ofiary z ludzi napewno potepiały go. Może nawet byli tacy, którzy stali u podnóża góry z kamieniami w dłoniach?


Awraham był prowokatorem, kontestował prastarą tradycję. Rabini pytają go dlaczego nie targował się z Bogiem o Icchaka... Ja pytam, dlaczego nie uwolnił baranka. Trudno być politykiem wszechczasów. Tak wiele zmieniło się na tym świecie - tak niewiele się zmieniło. Wciąż na tej pustyni jest tyle kamieni, którymi można do woli rzucać - pytanie pozostaje jednak,o jak wykorzystamy swoich parę sekund, zanim rzucimy kamień? Awraham i Icchak zeszli z góry - "we alchu jahdaw" jest napisane w Torze. Szli razem, byli jednością - interpretują rabini. Pojedyńczość w judaizmie to pełnia, pokój i transcendecja. Bałwochwalcy rozstąpili się w ciszy... Przecież przynosząc swoje dzieci w ofierze oni także poszukiwali obecności swojego B-ga – tyle, że dążyli do realizacji swoich postulatów w tym świecie - be olam hamaasim - w świecie czynów. Czy czujecie wobec nich wyższosć? Właściwie dlaczego? Talmud mówi, że słowo też może zabić - więc mało kto z nas nigdy nikogo nie zabił... Kto z nas dziś myśli nad każdym słowem zanim coś powie lub napisze? Kto wie, który z celów jest godny, a który nie, by uświęcić środki?

Może zaduma nad tym co robimy jest zaraźliwa, skoro nawet B-g zmienił swoje polecenie? Kim my jesteśmy, że nasze wyroki i nasze oceny świata nie muszą być niezmienne? Może kiedyś pojmiemy sens dziwacznych dziś rytuałów?

Kilka dni nie pisałam - może zastanawiacie się dlaczego...Potrzebowalam czasu. Wciąż go potrzebuję, ale postanowiłam podzielić się z Wami garstką przemyśleń. Kilkoma teologicznymi troskami, które wciąż jak syreny wołają mnie by płynąć w głąb, w otchłań, w najgłębszą toń etycznych i duchowych refleksji... Tyle ich jest nienazwanych, że wstyd stępionym językiem szarpać sobie myśli... A jednak zapisałam jedną z nici tych rozważań. Obawiam się, że nie przeczytam tego, co w danym momencie przeczytać powinnam, o ile sama tego nie napiszę. Szczerze można pisać tylko wtedy, gdy jest sie własnym wiernym i stęsknionym czytelnikiem. Jestem kiepskim aktorem, umiem być tylko sobą i nie lubię przebieranek...

Thursday, January 3, 2013

Wolność umysłu - Teresa Torańska B"P

Wczoraj dowiedzieliśmy się o śmierci Teresy Torańskiej. Była to dla mnie wiadomość szokująca, nie wiedziałam nic o jej chorobie. Spotkałyśmy się raz podczas promocji książki Kostka Geberta, od Alef do Taf, to Ona prowadziła spotkanie.

Teresa Torańska pracowała w redakcji Argumentów, którą współtworzył mój ojciec. Po zamknięciu Po Prostu i latach zakazów druku grupa dziennikarzy, próbowała w tej redakcji odtworzyć klimat Po prostu. Dołączyła do nich grupa młodych dziennikarzy, była w niej również Teresa. Było coś niezwykłego w pokoleniu tych ocaleńców, każdy z jakiś koszmarem za sobą starał się stworzyć lepszy świat, w szarej rzeczywistości komunizmu. To był czas w którym słowo Żyd mówiło się szeptem. Teresa powiedziała mi tylko, że ojciec tego nigdy nie ukrywał, w czasach w których wielu zmieniało nazwiska i życiorysy. Doceniała tą odwagę, zresztą ta odwaga była ozdobą jej duszy i umysłu.

Wolność wymaga odwagi. Wymaga mówienia rzeczy niewygodnych, wymaga kontrowania tego co powszechnie intuicyjne, tego co akceptowalne, co wydaje się słuszne z samej zasady.

To, co mam na talerzu, to co mam w głowie, w sercu - nie zawsze da się wyjaśnić w sposób, który współodczuje druga osoba. Wolność to odwaga bycia sobą i wiary w to prawo, nawet wtedy gdy nie jesteśmy rozumiani, kiedy narażamy się na śmieszność, a nawet na agresję.

Słowo antysemityzm znów powraca na łamy gazet. Trochę rzadziej, a szkoda pojawia się termin wolność, tolerancja, szacunek do inności oraz ksenofobia, strach przed innym i obcym.

Żydzi nie muszą mieszkać w Polsce. Wolność umysłu to również wolność miejsca w którym przebywamy. Jeśli wyjedziemy znajdziemy miejsca otwarte, ale Polska pozostanie ze swym problemem. Kraj zamykający się na obcych, innych, onych, na ich punkt widzenia, na ich inność, kontrintuicyjność - to kraj i społeczeństwo, które samo siebie skazuje na okowy.

Zniewolenie to nie tylko wojsko, to również wewnętrzny patrol, to podwójne standardy, dla swoich i obcych i narastający strach, by tym onym, tym obcym się nie stać.

Niewidzialne mury, które okalają umysły są groźniejsze niż te ze stali i kamieni. Kamienie łatwiej przełamać niż zniewolony umysł. Pozornie niewinne konieczności bycia ok, bycia, takim jak wszyscy do okoła, mówienia tego co inni mówią - też budują moralne i mentalne więzienia.

Jestem niezwykle wdzięczna Teresie spotkanie i rozmowę, za tą odwagę mówienia i robienia tego, w co się wierzy i tego co porusza serce. Mam ogromną nadzieję, że to czego uczyła nas wszystkich nie zostanie zaprzepaszczone.

Trudno to napisać Teresa Toraństka błogosławionej pamięci... Jednak pamięć ma ogromną moc - są ludzie, którzy żyją, po tym jak ich czas się skończył, bo ożywilli umysły innych. Teresa jest taką osobą.