Wednesday, November 28, 2012

Wilk cały i owca syta... Szehita, kiedy życie i śmierć - stają się przyjaciółmi...

Jeśli napiszę, że jagnię czasem wchodzi w skórę wilka i odwrotnie - nie będę szczególnie odkrywcza. W końcu po przeczytaniu Harry’ego Pottera już wszyscy wiemy, że nawet niewinnie wyglądający chomik może okazać się sługą Pana, którego Imienia nie wolno wymawiać (nie, nie chodzi mi o Haszem)... Tak to prześladowani Żydzi okazują się krwawymi mordercami, a dawni antysemici stają się bohaterami, którzy bronią praw zwierząt. Zwolennicy natury i jej praw bezgranicznie ufają wszystkiemu, co nowe, nowoczesne i naukowe. To, co starożytne, nazywają dzikim i plemiennym... To nic, że cywilizacja właśnie zgładza na naszych oczach tysiące gatunków zwierząt, że to właśnie naukowcy, na których się powołują nasi ekolodzy, są twórcami wyrafinowanych tortur, ani to, że w imię różnych interesów, nie raz i nie dwa fałszowano wyniki badań, ani to, że nauka to ścieżka pomyłek... Ciekawe, jak to jest - młodzi, gniewni (kiedyś też tacy byliśmy) - tyle mają pogardy do przeszłości, do tego, co wielowiekowe, przekazywane z pokolenia na pokolenie... Wasz świat nie istniałby bez iluzji i plastiku, bez komputerów, telefonów komórkowych. Kochacie zwierzęta, chociaż te są jeszcze dalsze od cywilizacji, niż nasi przodkowie sprzed 3000 lat, jeszcze bardziej okrutne, dzikie i prymitywne. Pogardzają starożytnymi tradycjami, bo są stare, przywiązanie do korzeni. Traktujecie je – tradycje – jako niebezpieczną dewiację. Chcecie żyć bliżej natury, ale jednocześnie jak najdalej od świata ludzi, którzy żyli z naturą, i dla którego natura była integralnym elementem rzeczywistości, a właściwie byli jej częścią... Chcemy więcej cywilizacji, ale żeby była bardziej eko... Nie będę tu mówić o tym, że prócz lat wojennych w Polsce przez całą jej historię ubój koszerny był stosowany, i że Wasi przodkowie to mięso jedli, bo zawsze część mięsa trafiała do nie-Żydów.

Uwikłani w taniec legislacyjny zapominamy o meritum czyli o losie zwierząt, przestaje się liczyć rachunek ekonomiczny, znika możliwość negocjowania społecznego, o szacunku do religii, tradycji, zwyczaju, prawach mniejszości - nawet nie będę wspominała. Jest tylko jeden cel. Jest tylko jedno i jedynie słuszne rozwiązanie. Pod stosem papierów zanikają właściwe proporcje, znika realny świat, który wcale już nie jest tak czarno-biały, jak kartka z wydrukiem ustawy.... Znad biurka prawo jest prawem. To, że rzeczywistość odbiega od tego, co w przepisach, nikogo już nie obchodzi... Jaki jest plan ostateczny, jak ma funkcjonować społeczeństwo i co ma jeść - cóż obchodzi ekologów to, jaki tworzymy ekosystem... Szkiełko i oko w eko-postmodernistycznym, wydaniu.
Oczywiście, że można by było szukać innych, bardziej zrównoważonych rozwiązań - niż całkowity zakaz uboju religijnego, ale nikt nie zaprasza nas do rozmowy. Nasze argumenty, również te naukowe, są zakrzykiwane i wyśmiewane. Sam fakt, że staramy się objaśniać naukę związani z religią - zamyka jakąkolwiek drogę do dialogu. Narzucanie sztucznych i wciąż jednak nie do końca zbadanych rytuałów naukowców, w każdej dziedzinie życia członkom mniejszości, kiedy nie chce się tego robić wobec większościowych obywateli - można bez wątpienia podciągnąć pod prześladowania na tle światopoglądowym. Prześladowani jesteśmy za to, że prócz nauki, którą cenimy, mamy jeszcze inne tradycje intelektualne, duchowe i cywilizacyjne... To ciekawe, jak bardzo to przypomina opowieść o Królowej Esterze, i Hamanie, który mówi – „tu jest taki lud i on ma inne zwyczaje”...

Nasze argumenty, doświadczenie, krew pokoleń przelewana w obronie własnej tradycji, jednak nikogo nie obchodzą - bo nie o tym toczy się rozmowa. Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Polsce, choć w ustawie przegłosowanej w Polskim Parlamencie ma zapisane prawo dokonywania Szechity, w tej jakże ważnej dla naszej przyszłości sprawie, nawet nie jest stroną. Nikogo nie obchodzi, że można rozmawiać i że ta rozmowa jest niezwykle ważna. Nikt ze strony rządowej, ani środowisk ekologicznych nie przyszedł do nas, by spróbować poprowadzić jakikolwiek dialog. Nikt nie próbuje szukać rozwiązań, które pogodziłyby tradycję żydowską z postulatami humanitarystów... Tradycja żydowska jest elastyczna i nie z takimi wyzwaniami radziła sobie w przeszłości. Jednak nikt z nami nie podejmuje najmniejszych prób rozmów.

Członkowie Trybunału Konstytucyjnego z dumą stwierdzili, że ZGWŻ nie jest stroną w tym sporze. To bardzo ciekawe, że trybunał broni tak bardzo jednego paragrafu, a o innych, tych związanych z wolnością wyznania, wolnością obywatela, a co za tym idzie własnej interpretacji rzeczywistości, już trochę zapomina. Chyba jeszcze nie mamy dyktatury akademickiej. W innych dziedzinach istnieje świadomość, że w nauce zdarzają się błędy, że są różne opinie, że nauka wciąż się rozwija i często zmieniają się wyniki badań. Wiadomo też, że badania mózgu , bólu, świadomości i jej braku są jeszcze w powijakach, jednak w tej sprawie - już wszystko jest jasne, wątpliwości nie ma. Jak powszechnie wiadomo, tradycja żydowska jest krwawa i okrutna, i to przekonanie daje nam pewność, że jej rytuały również właśnie takie muszą być... Jakże to przypomina wiarę w mord rytualny, z zupełnie innej epoki...
Na Forum, które z nazwy wyklucza moją polskość, jako że nosi tytuł "Polska mówi nie dla uboju rytualnego", wychwalany jest artykuł w Gazecie Wyborczej, który w jasny sposób stwierdza, że problemem nie jest sam ubój religijny, ale sposób jego przeprowadzania. Dlaczego więc nie podjąć negocjacji z rządem i środowiskami, które taki ubój prowadzą, by dokonywać go - zgodnie z zasadami religijnymi, czyli jak najmniej boleśnie? Skoro można sprowadzać mięso spoza Polski, to czym polskie krowy są lepsze od tych nie-polskich?

Sprawa jest prosta: większość z tych ludzi jest przeciw jedzeniu mięsa w każdej postaci. Nie są w stanie przeprowadzić zakazu hodowli i uboju bydła dla potrzeb "prawdziwie" polskiego społeczeństwa, ale mogą spróbować zrobić to wobec nas, środowisk, które łatwo w oczach polskiego społeczeństwa oczernić i przypiąć łatkę okrutników.

Jesteśmy słabsi w stadzie i takie osoby najłatwiej jest zaatakować. Zobaczymy, na ile silni okażą się rolnicy i hodowcy. Zobaczymy, czy rachunek ekonomiczny przeważy szalę... To okropne - bezgranicznie straszne, że właśnie od tego zależy przyszłość Żydów w Polsce. Szkoda, że to z Żydami, humanitaryzmem, tym jak ubijane będą zwierzęta, nie ma nic wspólnego.

Są momenty, kiedy żałuję, że jestem Żydówką i żałuję, że jestem człowiekiem. Wstydzę się tradycji przodków, która znów zdaje się moje ręce oblewać krwią niewinnych... Jest mi ciężko, czytać i wysłuchiwać wszystkich tych opinii, jak bardzo barbarzyńskie są tradycje moich przodków, i tego, że zwierzęta cierpią z powodu mojej religii. Jest mi trudno żyć z tą świadomością. Jednak uświadommy sobie, że każda kanapka - koszerna bądź nie, że każdy śledzik, jajeczko, masełko jest okupione cierpieniem istot, które nigdy niczego złego nam nie wyrządziły, że cała nasza cywilizacja oparta jest na zadawaniu cierpienia. Dokładnie ta sama, w której turbiny tak bardzo chcą nas wkręcać obrońcy praw zwierząt. Rozumiem ludzi, którzy jakoś chcą ten stan rzeczy zmienić, i czują się zapewne bezradni wobec całego tego zła. Szukają jak wilki najsłabszych ogniw w stadzie, zamiast jednak koić, powodują kolejne cierpienie. Ktoś na kolejny agresywny komentarz "obrońców" napisał: „najpierw pokroiliście mi skórę, a teraz wcieracie w ranę sól”. Wszyscy wiemy, że emocjonalna manipulacja, stwarzanie poczucia winy, osłabia przeciwnika. Nikt nie chce czuć krwi niewinnych na rękach i być oskarżanym o konwulsje, w jakich umierają ci, którym zawdzięczają pożywienie... Jednak prawda jest straszna, to nie Żydzi czy Muzułmanie niszczą świat i zadają niewyobrażalne cierpienia istotom żywym, a przynajmniej, nie jesteśmy w tym w żaden sposób odosobnieni.
Ze zdziwieniem obserwuję debatę, w której obrońców zwierząt (które nie mają narodowości - uwierzcie mi na słowo) nie obchodzi, co stanie się ze zwierzętami poza Polską... Dlaczego? Może tylko chodzi o to, by postawić na swoim.

Gdzieś podświadomie im zazdroszczę. Mam ochotę przyłączyć się do tej szczęśliwej hordy, pewnej swojej przewagi moralnej - czystej i ekologicznej. Patrzę na nich przez szybę internetu i tęsknię do tej jasności, umiejętności patrzenia na świat i widzenia tych dobrych wśród swoich i tych złych wśród obcych, której mi tak brakuje... Ja wiem, że żadne rozwiązanie nie jest jedynie słuszne. Myślę, że przyjęcie zakazu będzie straszne i w rezultacie uśpi wszelką troskę kogokolwiek o los zwierząt. Rolnicy zmniejszą stada, odstrzelą zbędne bydło, bo już nie będzie się opłacało go hodować. Część z nas wyjedzie, zastąpią nas inni "Ostatni Polscy Żydzi", a może Koreańczycy staną się nowymi "Tymi Innymi" Polakami? Wszyscy pozostali będą wcinać szyneczkę ze smakiem, przekonani, że zwierzątko nie cierpiało, bo było wcześniej ogłuszone... Wegetarianie znajdą kolejną słabą owcę i zajmą się jej ściganiem, kolejna grupa ludzi zostanie posądzona o mord rytualny, jedzenie kotów lub inne nie ekologiczne zachowanie. Takie są prawa natury, również tej społecznej. Ja mam tylko jedną radość: mam prastarą tradycję, która nie usypia sumień, i która utrudnia samookłamywanie się.

Będę uczyła się tych tekstów, będę starała się każdego dnia, by tradycja ta dawała się zaadaptować do przyszłości. Będę szukała kompromisów i złotych środków, będę pieściła pod palcami hebrajskie litery i będę im szeptała "Baruch SzeNatan Tora le Amo Israel": "Niech będzie Błogosławiony ten, który nadał Torę Twojemu narodowi Israelowi"... Tora to światło transcendentne, w którego promieniach widać świat dokładnie taki, jaki jest. Trudno przed takim światłem schować choćby najdrobniejszy fałsz... Tak, w Torze jest wszystko, a więc i brak mnie... Bitul - trzeba się czasem unieważnić... Unieważnianie siebie jest taką właśnie duchową Szehitą... Nie można pożreć kogoś, kogo nie ma; ktoś, kogo nie ma, nie boli innych, innym niczego nie odbiera... Taki osobnik też nie pożera, nie podcina skóry, żył, nerwów i ścięgien... Dla Polskich Żydów być może jest to jedyne sensowne zakończenie... Odchodzimy bezboleśnie, nie pozostawiając śladów, nie żądając pomników, sal pamięci... Spakujmy nasze rzeczy w ciszy.. Chcę odejść tak, żeby nikt nie zdołał pożreć mojej krwi. Krew nosi w sobie duszę, nie wolno jej dotykać nogą. Zakopujemy ją z szacunkiem - czy jest to krew baranka czy ludzka... Dusza baranka i dusza człowieka są ze sobą splecione.... Ten z pozoru niemożliwy związek między ofiarą świątynną, między barankiem, a człowiekiem, który właśnie ma składać go w ofierze, polega na wzajemnej świadomości siebie, na wspólnocie losów.
Oto broniliśmy stada przed wilkami, więc teraz nie uśmiechamy się. W duszy, na samym dnie, pod bezgranicznym bólem odczuwamy wdzięczność wobec tej istotki, dzięki której będziemy żyć. Nigdy nie uwolnimy się już od tego zwierzęcia, gdy je zjemy stanie się nami, będzie żyło naszym życiem, będzie piło z naszej krwi, będzie doświadczało naszej duchowości. Jego śmierć nie jest przypadkowa, anonimowa, masowa, industrialna. To więź kata i ofiary, których łączy wzajemna świadomość śmierci i życia, i nieuchronności losu każdej żywej istoty. Dokładnie tak, jak jest w Had Gadia śpiewanym na święto Pesach... Tak jak to już bywało w naturze od tysięcy lat - cykl umierania i rodzenia się, zabierania i dzielenia, rozszarpywania i bycia rozszarpywanym. Brutalna prawda o świecie, która wcale nie zmienia się, a ukrywana zbrodnia dokonywana jest w coraz bardziej wyrafinowany sposób, coraz lepiej mydli oczy... Tak, zapach krwi, jej widok, konwulsje - nie pasują do naszego świata... Gdyby z taką dokładnością, jak teraz opisuje się Szehitę, opisywać inne zbrodnie naszej cywilizacji - wszyscy poczulibyśmy bezgraniczny wstyd bycia jej częścią, ale chronimy się przed tą wiedzą i tylko dlatego wydaje nam się, że ten żydowski rytuał jest tak okrutny. Po prostu nie przestudiowaliśmy tak dokładnie wszystkich pozostałych...

Zgodnie z biblijnym zakazem nie zabijamy matki i dziecka jednego dnia. Matka musi wiedzieć, że jej krew będzie szanowana, że jej dziecko za jej ofiarę zostanie odkupione od śmierci - podobnie do nas. Nie łączymy mleka, czyli życiodajnej substancji z mięsem, z ciałem zabitej istoty. Oto żyjemy dzięki oddzieleniu śmierci od życia i takie podziały są tylko chwilowe.

Kiedy nas wszystkich już nie będzie, i pasterz i owce będą pasły się, a stada strzec będą wilki, a ich dzieci na edeńskich pastwiskach nie będą deptały traw, bo każda trawa będzie miała swoje nieskończone życie - Ejn Sof... Z tej perspektywy moje pełne krwi ręce są rękami przepełnionymi szansą na życie. Hebrajskie literki wyglądają jak łzy - życie boli, boli świadomość cierpienia, które nie jest do uniknięcia.... Jak nie być dumnym z Tory, z naszej tradycji, która nas tego wszystkiego naucza, jak nie odczuwać wstydu z bycia człowiekiem, który nie jest wstanie uwolnić się od swej pazernej kondycji wilkołaka - pamiętamy, że za nami stoją pokolenia, które zmagały się i czasem odnosiły zwycięstwo nad naszą kruchą naturą... Człowiek jest drogą pośrodku pomiędzy ciałem i duszą, życiem i umieraniem, przeszłością i przyszłością, oportunizmem i idealizmem... Nie zawsze najważniejsze są odpowiedzi, czasem trzeba rzeczywistości zadawać pytania, ciągle i na nowo. A może gdyby obrońcy zwierząt też czasem zamiast wykrzyknika postawili znak zapytania, może ta rozmowa byłaby o wiele bardziej owocna? Może udałoby się uniknąć ranienia i poniżania innych ze względu na ich przekonania i wiarę? Może udałoby się wspólnymi siłami pomóc wielu zwierzętom i wielu ludziom? Tak, Tikun Olam jest ważny - chcemy naprawiać świat i czynić go lepszym, ale jak to zrobimy? Będziemy używać aparatu przemocy, władzy, policji, sądów? Będziemy deptać ołtarze innych, śmiać się z tego, co dla nich jest święte? Taka ma być ta ekologiczna naprawa świata? Będziemy nauczali, że wartości innych, ich tradycje, wierzenia są pozbawione sensu, że ci, co myślą inaczej, są dziczą nie wartą uwagi i niegodną poważnego traktowania? Będziemy jedną krew traktowali jako bardziej czerwoną od innej? Będziemy odbierali rodzinom chleb w imię własnej iluzji rzeczywistości? Tego chcecie mnie nauczyć i do tego chcecie mnie przekonać?

W końcu kiedyś i my dla kogoś będziemy starożytni, przestarzali, zaśniedziali - nasze głosy w końcu przez kogoś zostaną wyśmiane - będzie nam trudniej to znosić, jeśli sami nauczymy siebie i tych, co po nas, pogardy dla przeszłości. Jeśli nie nauczymy siebie i innych trudnej sztuki dialogu - kto będzie umiał rozmawiać? Dziś kujecie nam kajdany, którymi wszystkich nas skują jutro. Żadna biurokratyczna decyzja nie zagwarantuje humanizmu a jedynie iluzję, która może jak narkotyk stłumić egzystencjonalny ból. Humanizm tworzą ludzie, to ludzie towarzyszą umierającym zwierzętom i to tylko ich troska, ich zaangażowanie, poświęcenie i serce, może ulżyć ich cierpieniom - żadna ustawa, ani urzędnik państwowy czy lokalny, ani policjant tego nie zagwarantuje...

No comments:

Post a Comment